wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział ósmy

JEŚLI TO CZYTASZ, ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD.
NOTKA POD ROZDZIAŁEM.
 

Wzięłam szybki prysznic, od razu ubierając czyste ciuchy; jasne, jeansowe szorty z wystającymi kieszeniami i czarną bokserkę z jack'a daniels'a.
Weszłam do pokoju, rozejrzałam się i nigdzie nie widziałam Justina.
- Bella ?! - Usłyszałam krzyk dobiegający z dołu. Oby tylko nie zobaczył Justina. Zeszłam na dół.
- Co chcesz? - rozejrzałam się lekko na dole i nic. Justin wyparował.
- Grzeczniej. Do szkoły nie idziesz?
- Nie. - odpowiedziałam krótko, na co ojciec tylko machnął ręka.
- Idę się kąpać. - tak jakby mnie to coś obchodziło. Wchodząc do swojego pokoju, usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Hej kochanie, chciałam zapytać czy chciałabyś się dzisiaj z nami spotkać? - uśmiechnęłam się słysząc głos Carly.
- To znaczy z kim? - zapytałam.
- Ja i Chloe.
- Może być u mnie? - miałam nadzieję, że powie '' tak '' bo jakoś nie chciało mi się ruszać dupy z domu.
- Jasne, to będziemy do godzinki,okej?
- Okay. To papa - rozłączyłam się.

Przesiedziałyśmy z dziewczynami do dwudziestej drugiej, gadając praktycznie o mnie i Justinie. Oczywiście nie powiedziałam, że mi się podoba. Bo po co? Chociaż myślę, że i tak się domyśliły.
Gadałyśmy również o zorganizowaniu jakieś imprezy, na koniec roku szkolnego.  Koniecznie trzeba będzie coś zorganizować.

*2dni później*
Wracałam ze szkoły z Justinem, Chloe, Carly oraz z Louisem. Na szczęście nie musiałam ich sobie przedstawiać, ponieważ wszyscy razem chodziliśmy do jednej klasy, więc dziwne, żeby się jeszcze nie poznali. Jedynie nie poznał go jeszcze Zayn.
Głównym tematem była nadchodząca impreza.
- Musimy wymyślić coś czadowego! - zarzucił Louis.
- Ja już nawet mam pomysł - Poruszył teatralnie brwiami Justin. Wszyscy na niego spojrzeliśmy.
- No wiecie striptiz i te sprawy - zaśmiał się. Louis już chciał zapewne powiedzieć, że to świetny pomysł, ale Carly mu to uniemożliwiła.
- To głupi pomysł, prawda kochanie? - uśmiechnęła się sztucznie, zwracając się do Louisa.
- Tak, tak. - westchnął zażenowany chłopak.

Idąc do łazienki, usłyszałam rozmowę taty przez telefon.
- Nawet się nie waż i odpierdol się od niej! - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym się rozłączył.
Ciekawe z kim on mógł rozmawiać.. Weszłam do łazienki i przebrałam się w wygodne dresy:
http://img.zszywka.pl/0/0346/w_1223/moda-damska.jpg
Sama nie wiedząc czemu, weszłam do pokoju ojca biorąc jego telefon.
Sms.. od Maria?
To także moja córka, mam prawo ją widywać, pamiętaj.
Ścisnęłam w ręku jego telefon. Czułam jak wszystko się we mnie gotowało. To ona żyję? Dlaczego on to przede mną ukrywał? I on nazywa się moim ojcem?
Po mim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Byłam wściekła i jednocześnie załamana. Zanim pobiegłam do kuchni, gdzie znajdował się ten gnój, zapisałam jej numer, w swoim telefonie.
- Ty pierdolony skurwysynie ! Nienawidzę cię!  - bez jakichkolwiek przemyśleń walnęłam go w twarz.
- Ty mała suko- wycedził przez zaciśnięte zęby, łapiąc się za czerwony policzek. Podszedł do mnie łapiąc mnie za nadgarstek.
- Jakim prawem dotykasz mój telefon? Za kogo ty się w ogóle uważasz? - Już po chwili poczułam za sobą ścianę.
- Puść to boli - nic sobie z tego nie zrobił, jedynie zadrwił, wymierzając mi mocny cios w brzuch.
- Może to cie nauczy, nie podnosić na ojca ręki - zadrwił.
- Ty nazywasz się ojcem ?! To powiedz mi, czy jakikolwiek ojciec bije swoje dziecko?! - Pomimo, że zwijałam się z bólu, nie mogłam opanować emocji.
- Zamknij się gówniaro. - Wymierzył mi cios z otwartej ręki - Twoja matka cię nie chciała, nikt cie nie chce.
- Nienawidzę cię ! - krzyknęłam mu w twarz, po czym pobiegłam do swojego pokoju, zamykając za sobą na klucz drzwi.
- Pierdolony sukinsyn - zsunęłam się po drzwiach, pozwalając spływać moim łzom.
Po chwili zadzwonił mój telefon. Poczołgałam się do łóżka, gdzie leżał, spojrzałam na wyświetlacz : Pattie
- Tak? - starałam się przybrać normalny ton głosu.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam zmartwiony głos Pattie.
- Tak. Dlaczego dzwonisz? - miałam nadzieje, że mi uwierzy.
- Chciałam cię zapytać, czy mogłabyś zostać z dzieciakami, bo dzisiaj piątek i mam nocną zmianę, a nie wiem gdzie podziewa się Justin. Chyba że nie ... - nie dałam jej dokończyć. Wszystko było lepsze byle by nie siedzieć w tym domu, z tym skurwielem.
- Jasne - uśmiechnęłam się, chociaż tak naprawdę miałam ochotę się rozpłakać.
- Dziękuję. Dasz radę za 10 minut?
- Tak. - Usłyszałam jeszcze raz '' dziękuje'' i krótkie '' pa '', po czym się rozłączyłam, wybuchając płaczem.
Postanowiłam, że wyjdę oknem, na wypadek gdyby mój ojciec, to znaczy skurwiel, nie chciał mnie wypuścić.
Wyjście oknem wcale nie było takie proste, jakby to mogło się wydawać.
Gdy weszłam do domu Pattie już nie było, a dzieciaki spały.
Siedziałam na sofie w salonie, przytulając się do swoich kolan, pozwalając spływać łzom po moim policzku, patrząc się w jeden martwy punkt.
Usłyszałam śmiech dobiegający z korytarza. Był to śmiech Justina.
Chciałam się jakoś ogarnąć, żeby nie widział, że płakałam, ale było już za późno.
- Ja już będę kończył. - wybełkotał do telefonu, kiedy mnie zobaczył, po czym schował go do kieszeni. Podszedł do mnie, klęcząc na kolanie przede mną.
- Co się stało? -pogładził mnie po policzku.
- Nic. - chciałam wstać, ale chłopak mi to uniemożliwił.
- Nic nie rozumiesz kurwa! - nieco podniosłam swój głos. Gdy udało mi się wstać Justin złapał mnie za nadgarstek, uniemożliwiając mi odejście...znowu. Patrzył na mój odkryty brzuch, na którym był siniak.
- Pierdolony sukinsyn - szepnęłam najciszej jak mogłam, chociaż sadze, że on i tak to usłyszał.
- Kto ci to zrobił? - zapytał z troską w oczach.
- Nikt. - naciągnęłam podkoszulek na dół.
- Nie puszczę się dopóki mi nie powiesz..
- Mój ukochany tatuś, zadowolony?! A teraz puszczaj - wyrwałam mu się biegnąc do łazienki. Przekręciłam zamknięciem, tak aby Juss nie mógł tutaj wejść i zsunęłam się po drzwiach, szlochając.
- Błagam cię otwórz te drzwi ! - krzyknął chłopak. Nie odezwałam się.
- Dlaczego krzyczysz? - po chwili usłyszałam cichy głosik Jazzy. Chłopak przez chwile nic nie odpowiadał.
- Bo Bella zamknęła się w łazience, a mi się chce siku. - usta dziewczynki opuściły mały chichot.
- Beeellaaa ? -przeciągnęła słodko.
- Tak kochanie? - starałam się, aby mój głos brzmiał normalnie.
- Odwdzięczysz mi się za to - odezwała się jeszcze do Justina. - Bo ja muszę siusiu. - zaśmiałam się.
- Jasne, już wychodzę. - podeszłam do lustra. Wyglądałam okropnie. Spłukałam resztki makijażu z twarzy, oraz zrobiłam kucyka.
- Dziękuję - uśmiechnęła się słodko, wchodząc do łazienki.
- Ja już będę szła.. - zwróciłam się do Justina.
- Nie wygłupiaj się. Porozmawiajmy.. - wziął moje ręce w swoje.
- O czym ty niby chcesz porozmawiać ?- zaakcentowałam ostatnie słowo i dodałam - O tym, że mój ojciec jest pierdolonym skurwielem? Wiesz co, nie dzięki, to już wiem. - Odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj. Proszę. - chwycił mój nadgarstek.


***
Po pierwsze chciałam przeprosić za długą  nieobecność.
Po drugie zastanawiam się czy opłaca się pisać dalej to opowiadanie,
skoro komentuje go tylko parę osób.
Dlatego proszę jeśli to czytasz to skomentuj.
To dla ciebie parę sekund, a naprawdę motywuje.

Pozdrawiam ;)))

10 komentarzy:

  1. LO KUREFKA
    ALE ZAJEBIASZCZE
    10/10

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Troche mało Justina ale i tak ta akcja z ojcem hsgagaushajagsjau ugh, na prawde oplaca sie pisac dalej to opowiadanie, jest cudowne, czekamna kolejny rozdzial
    ily

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam każdy rozdział :)
    Czekam na kolejne ;*
    pozd :)

    OdpowiedzUsuń
  4. KochaM!
    Najlepsze.. <3
    Proszę pisz dalej. :))
    ~ Maja Matuszewska ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny :)
    Prosze pisz dalej :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy ff jaki kiedykolwiek czytałam!

    OdpowiedzUsuń